9.04.2008

Chociaż darowanemu koniowi...ale bywa i tak...

Będzie ostro i incognito...
Przyszło i zapytało, czy może przynieść książki, bo porządki robiło. Na biblioteczne i Wojtkowe oko wyglądało, że jakiś wolumin rozświetli księgozbiór. Przyniosło i poprosiło, by przy nazwisku uwiecznić ten fakt ! Nie odwiedzało biblioteki od lat trzech, aż tu nagle jakimże darczyńcą się stało! Wypakowując owe chytre dary z dwóch reklamówek znanego dyskontu spożywczego z kapci nas katapultowało!


Stąd ten „szpilkowy” ton.

A oto dar, oto on:




Przecież wielu naszych Czytelników nie wie, jakie książki są bibliotece potrzebne. Mimo to, darują to, co jest w dobrym stanie, co jest czytane, co sami przyjęliby bez wahania, gdyby
w potrzebie byli. Biblioteka to nie wysypisko śmieci i graciarnia... Tym razem nawet Dziad-Celulozjad posłał ów „prezent” do diabła...


3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Super! Nareszcie ktoś otwarcie i dosadnie powiedział co myśli o TAAAAKICH darach. Zwykle uśmiechamy się i dziękujemy za te perełki. Acha, i kłaniamy się nisko łaskawemu darczyńcy. A tu najczęściej chodzi nie o odjęcie sobie od ust lecz o wiosenne porządki.
Zdjęcia naprawdę ekstra.

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Anonimowy pisze...

Dziękujemy za poparcie. :-) Notka by nie powstała, gdyby nie super dary od hojnych Czytelników kilka dni wcześniej. Różnica była druzgocąca - stąd ten złośliwy ton.

Ania